Piłka nożna

Piłka nożna | 06-08-22

Lechia Zielona Góra – Rekord B-B 3:2 (2:1)

Falstart.

Lechia Zielona Góra – Rekord Bielsko-Biała 3:2 (2:1)

0:1 Wróbel (4. min., głową)

1:1 Surożyński (30. min., z rzutu karnego)

2:1 Surożyński (44. min.)

3:1 Ostrowski (65. min.)

3:2 Caputa (84. min.)

Rekord: Szumera – Wyroba, Pańkowski, Madzia, Nocoń (78. Żołna), Twarkowski (66. Waluś), Nowak, Kasprzak, Feruga (72. Wróblewski), Wróbel (72. Camara), Mucha (78. Caputa)

Bielszczanie zaliczyli w Grodzie Bachusa nieudaną premierę nowego sezonu. Pozytywów w grze „rekordzistów” można doszukać się niemal wyłącznie na podstawie obrazu 20-stu pierwszych oraz kilku ostatnich minut spotkania. Ten wstępny, dobry okres gry był wynikiem przemyślanej, rozważnej postawy na boisku. W drugim przypadku zespół biało-zielonych do wyraźnie ożywionych działań w ofensywie zmusił wysoce niekorzystny rezultat oraz nieubłaganie uciekający czas.

Miłe złego początki, to określenie pasuje jak ulał, bowiem już w 4. minucie podopieczni Dariusza Mrózka objęli prowadzenie. Do piłki bitej z narożnika przez Tomasza Nowaka najwyżej wyskoczył Marcin Wróbel, któremu defensorzy Lechii biernie „asystowali”. Po niespełna kwadransie od zdobycia gola „rekordziści” mogli, a nawet powinni, prowadzić z dwubramkową przewagą. Po świetnym, niesygnalizowanym podaniu Szczepana Muchy wyśmienitą szansę wypracował sobie Bartłomiej Twarkowski, który finalnie uderzył w słupek. Niewykorzystane okazje… itd. W 28. minucie na czytelny atak Mykyty Łobody w polu karnym faulem zareagował Mateusz Madzia. Z 11-stu metrów, z nieruchomo ustawionej piłki, pod poprzeczkę przymierzył Mateusz Surożyński. Ten sam zawodnik skarcił bielszczan pod koniec pierwszej połowy. Po niedokładnym dośrodkowaniu w pole karne Rekordu nie zapanował nad piłką B. Twarkowski. Pierwszy przy bezpańskiej futbolówce znalazł się M. Surożyński, lokując ją w bramce obok „zamrożonego” Jakuba Szumery.

Można było liczyć, że strata gola w takich okolicznościach, tuż przed przerwą, podziała na naszą drużynę mobilizująco. Jakąś podstawą nadziei były niezbyt silne sygnały wysłane w ofensywie przez M. Wróbla i M. Madzię. Niezbyt mocny impet niestety przygasł po raptem kilku minutach. Tymczasem zielonogórzanie skwapliwie wykorzystali kolejny błąd w defensywie gości. Przy rzucie wolnym z bocznego sektora boiska gracze gospodarzy rozbiegli się na tyle skutecznie, że przed bielską bramką pozostał pozbawiony bez należytej opieki Rafał Ostrowski. Po strzale „na raty”, z niemałą dozą szczęścia Lechia wyszła na prowadzenie 3:1. Trochę według działania kopiuj-wklej, również po wrzutce z rzutu wolnego, gola kontaktowego dla bielszczan strzelił Seweryn Caputa (na zdjęciu), co było preludium do bardzo emocjonującej końcówki meczu. Nie mieli w niej „rekordziści” jakichś specjalnie klarownych okazji do wyrównania, a z pewnością nie tak wyborną, jak Przemysław Mycan u gospodarzy w trzeciej minucie doliczonego czasu gry. Tu fortuna szeroko uśmiechnęła się do bielszczan, pod przeciwną bramką… nie chciała.

Na swój sposób przegrana w Zielonej Górze ma dla bielskiego Rekordu historyczny wymiar. Tak się złożyło, iż w 10-letniej historii występów biało-zielonych na poziomie III ligi na inaugurację sezonu przegrali po raz... pierwszy.

TP/foto: MŁ