Piłka nożna
Lechia Zielona Góra – Rekord B-B 1:1 (0:1)
Podział punktów w Grodzie Bachusa.
Lechia Zielona Góra – Rekord Bielsko-Biała 1:1 (0:1) koniec meczu
0:1 Nowak (26. min., z rzutu karnego)
1:1 Zientarski (68. min.)
Rekord: Szumera – Madzia, Pańkowski, Kareta, Żołna, Twarkowski, Nowak, Caputa, Wróblewski (68. Mucha), Wróbel (80. Kasprzyk), Sobik (68. Feruga)
Po obrazie pierwszej odsłony spotkania widać było, jak mocno „ciąży” zielonogórzanom niska pozycja w tabeli, równoznaczna z bliskością strefy spadkowej. Przez niemal trzy kwadranse „rekordziści” byli zespołem aktywniejszym w ofensywie, wyraźnie sfokusowanym na grze o pełną pulę. Z kolei spięci, zestresowani gospodarze praktycznie ograniczali się wyłącznie do przeszkadzania biało-zielonym w rozwinięciu skrzydeł. A mimo to już w pierwszych minutach Wojciecha Fabisiaka w bramce Lechii „postraszyli” – Marek Sobik i Szymon Wróblewski. Aktywność skrzydłowych nie przełożyła się w bezpośredni sposób na rezultat. Trzeba było więc poszukać innych środków na sforsowanie obrony miejscowych. Po zaskakującym, dalekim podaniu w pole karne nacierającego Marcina Wróbla sfaulował Maciej Maćkowiak. Pewnym egzekutorem rzutu karnego był niezawodny Tomasz Nowak (na zdjęciu). Bielszczanie wyraźnie chcieli pójść za ciosem. Po strzale z kąta, z 32. minuty, Sz. Wróblewskiego nogami interweniował W. Fabisiak. Chwilę później M. Wróbel oddał groźne uderzenie w kierunku bramki, mimo asysty dwóch obrońców. Do szczęścia zabrakło niewiele. Jedynym akcentem w ofensywie gospodarzy było zamieszanie pod bramką Jakuba Szumery z 42. minuty, po wrzutce Jakuba Babija.
Na pierwszy sygnał ostrzegaczy ze strony zespołu z Zielonej Góry, gdy J. Szumera obronił strzał z bliska Mateusza Zientarskiego, goście szybko odpowiedzieli kolejnymi akcjami z udziałem M. Sobika i Sz. Wróblewskiego. Nieoczekiwanie jednak na długie minuty „rekordziści” całkowicie ustąpili pola podopiecznym Andrzeja Sawickiego. Ile w tym było wyrachowania, ile chłodnego oglądu na nieporadne poczynania w ataku Lechii, tego się nie dowiemy. Natomiast zielonogórzanie, bez pomysłu na grę w tzw. ataku pozycyjnym, coraz częściej szukali drogi do bielskiej bramki po stałych fragmentach. O ile w pierwszej połowie miejscowi wykonywali raptem jeden rzut rożny, to już po przerwie mieli ich multum. I po jednym z kornerów niepilnowany M. Zientarski skierował piłkę do bramki, wykorzystując dezorganizację w bielskich szykach obronnych.
Końcowe minuty znów upłynęły pod znakiem przewagi bielszczan. W 85. minucie strzał Dawida Kasprzyka sparował bramkarze Lechii. Trzy minuty później Seweryn Caputa strzelając z 13-14-stu metrów przeniósł futbolówkę nad poprzeczką. Już w doliczonym czasie gry D. Kasprzyk spudłował głową z odległości nie dalszej, niż dwa metry od bramki gospodarzy.
Po ubiegłotygodniowym remisie z Piastem Żmigród „rekordziści” znów podzielili się punktami z rywalami. A szkoda, gdyż w ten sposób nie dość, że biało-zieloni nie wykorzystali potknięć wyprzedzających konkurentów, to jeszcze optymalnie wpisali się w „wyścig żółwi” u szczytu tabeli.
TP/foto: MŁ