Piłka nożna

Piłka nożna | 21-08-21

Gwarek Tarnowskie Góry – Rekord B-B 2:2 (1:0)

Tarnowskie Góry nadal niezdobytym terenem dla biało-zielonych.

Gwarek Tarnowskie Góry – Rekord Bielsko-Biała 2:2 (1:0)

1:0 Madzia (5. min., samobójczy)

1:1 Ciućka (62. min., głową)

2:1 Barbus (73. min.)

2:2 Ciućka (79. min.)

Rekord: Szumera – Madzia, Pańkowski, Kareta, Żołna, Twarkowski (67. Kasprzyk), Nowak, Caputa, Wróblewski (67. Wróbel), Ciućka, Sobik (59. Mucha)

Patrząc z historycznej perspektywy być może w tym spotkaniu biało-zieloni byli najbliżej zdobycia kompletu punktów. Natomiast z bieżącego obrazu gry, mimo wielu fragmentów przewagi zespołu gości, można było wrócić do Bielska-Białej z pustymi rękami.

Zaczęło się dla „rekordzistów” fatalnie i nieszczęśliwie. Piłkę po wrzutce Mateusza Bąka podbił głową Mateusz Madzia, a ta nabrała tak zaskakującej trajektorii lotu, że finalnie przelobowała Jakuba Szumerę. Na kilkanaście minut to zdarzenie wyraźnie wybiło bielszczan z rytmu. Dobrze, że tarnogórzanie w tym czasie poza kilku kornerami nie zdołali poważniej zagrozić „rekordzistom”. Z upływem minut biało-zieloni wrócili na właściwe tory, ale poza kilku uderzeniami z dystansu, w czym głównie celował Tomasz Nowak, pod bramką Michała Bodysa na alarm nie trąbiono.

Znacznie więcej wrażeń, a przede wszystkim podbramkowych sytuacji, dostarczyły kolejne trzy kwadranse, w trakcie których piłkarze sami zafundowali sobie istny rolleroaster emocjonalny. Tuż po starcie drugiej odsłony nieznacznie chybił głową Jan Ciućka (na zdjęciu), który nieco później wyrósł na bohatera ekipy z Cygańskiego Lasu. Po doskonałym, 30-metrowym zagraniu M. Madzi młody napastnik Rekordu wykorzystał złe ustawienie obrońców i bramkarza, wbijając piłkę do bramki Gwarka. Po minimalnie chybionym uderzeniu Jakuba Dyląga (64. min.) gospodarze mogli wrócić na prowadzenie, którego równie blisko byli „rekordziści”, po niecelnym strzale J. Ciućki. Z kolei w 71., po przymiarce Karola Stanka z półobrotu, tylko słupek uratował bielszczan przed utratą drugiego gola. Bramka wisiała zatem na włosku, kwestią było tylko – kto ją zdobędzie. Po jednym z niewielu w tej części składnych ataków Gwarka, w idealnej sytuacji przed bramkarzem Rekordu znalazł się Daniel Barbus, który – ku nieszczęściu gości – nie pomylił się w polu karnym. Można było mieć uzasadnione obrazem początkowych minut meczu obawy o reakcję biało-zielonych, gdy tymczasem… Tarnogórzanie dali się całkowicie zaskoczyć Dawidowi Kasprzykowi i jego błyskawicznemu rozegraniu rzutu wolnego przed „szesnastką” Gwarka. Zamiast spodziewanej „celebry” zawodnik Rekordu bez zastanowienia uruchomił J. Ciućkę, który bez dłuższego namysłu trafił nie do obrony dla M. Bodysa.

Jeśli dla kogoś z obserwatorów dawka adrenaliny nadal była nadal niewystarczająca, to wspomnijmy jeszcze o dwóch bramkowych okazjach z końcówki meczu. Oto w 89. minucie wyraźnie rozkojarzony J. Szumera wypuścił sobie piłkę stanowczo zbyt daleko. Na nonszalancji golkipera K. Stanek skorzystał tylko połowicznie. Owszem, futbolówkę łatwo odebrał, strzał do pustej (wydawało się) „świątyni” oddał, ale przed linią bramkową spod ziemi wyrósł M. Madzia, zapobiegając katastrofie. Kilkadziesiąt sekund później ten sam defensor Rekordu oddał znakomite dośrodkowanie w pole karne gospodarzy. Będący „na zamknięciu” Marcin Wróbel był optymalnie do tej wrzutki ustawiony, ale już główka do idealnych nie należała, niestety.

To drugi z rzędu remis „rekordzistów” i – podobnie jak po środowym starciu z zielonogórską Lechia – równie niejednoznaczny w ocenie. I tu można było pokusić o trzy punkty, choć można było także obejść się smakiem.

TP/foto: PM