Piłka nożna
Rekord B-B – Lechia Zielona Góra 1:1 (1:0)
Podział punktów na otwarcie sezonu w Cygańskim Lesie.
Rekord Bielsko-Biała – Lechia Zielona Góra 1:1 (1:0)
1:0 Madzia (33. min., głową)
1:1 Babij (74. min., z rzutu wolnego)
Rekord: Szumera – Madzia, Pańkowski, Kareta, Żołna, Kowalczyk (46. Twarkowski), Nowak, Caputa, Wróblewski (56. Mucha), Kasprzyk (56. Wróbel), Sobik (80. Ciućka)
Lechia: Fabisiak – Budziński, Ostrowski, Babij, Małecki (89. Surożyński), Ekwueme (90. Żukowski), Maćkowiak (86. Król), Kaczmarczyk, Mycan, Athenstadt, Łoboda (86. Konieczny)
żółte kartki: Kareta (19. min., faul), Wróblewski (44. min., faul) - Athenstadt (76. min., faul), Maćkowiak (78. min., faul)
Jeśli komuś po tym spotkaniu towarzyszy satysfakcja ze zdobycia jednego punktu, to raczej bielszczanom, niż ekipie gości. To był remis ze wskazaniem za zielonogórzan. Rezultat pierwszej części był, oględnie rzecz ujmując, nieadekwatny do obrazu trzech kwadransów. Na tle apatycznych, jednostajnie poruszających się gospodarzy gracze Lechii prezentowali się, jako drużyna demonstrująca dynamiczny i agresywny futbol. Jednakże w jednym, tym najistotniejszym elemencie, przyjezdni ustępowali – w skuteczności. Zamiast jedno-, dwubramkowego prowadzenia schodzili na przerwę z jednym golem straty.
Na „dzień dobry” Mykyta Łoboda z jednej oraz Tomasz Nowak, z drugiej strony, oddali strzały ostrzegawcze w kierunku bramki. A później na długie minuty inicjatywę przejęli zielonogórzanie. W 12. minucie golkiper Rekordu – Jakub Szumera, zachował się niczym piroman, który wzniecił pożar, aby go natychmiast ugasić. Po niecelnym zagraniu spod własnej bramki trzech napastników Lechii, w jednej sytuacji, mogło trzykrotnie pokonać bramkarza gospodarzy. Z każdej z tych prób (w jednym przypadku z „pomocą” poprzeczki) bielski bramkarz wyszedł obronną ręką. Równie efektownym majstersztykiem była obrona rzutu karnego Mariusza Kaczmarczyka z 20. minuty. Arbiter wskazał na jedenasty metr po faulu Konrada Karety na Przemysławie Mycanie. Tak zaprzepaszczone szanse musiały się zemścić. Zanim jednak przyjezdnych spotkała „kara”, kolejnych prób strzeleckich podjęli się - Artur Małecki i Aron Athenstadt. Najwyraźniej jednak zielonogórzanie strzelali „ślepakami”.
Podstawą przewagi było opanowanie przez zawodników Andrzeja Sawickiego środka pola. Wystarczyło jednak, że na moment w tym sektorze boiska - zaskakująco dla rywali - pojawił się Mateusz Madzia (na zdjęciu) i zielonogórzanie mieli problem, którego nie potrafili rozwiązać. Obrońca Rekordu po przechwycie zaadresował piłkę na skrzydło do Szymon Wróblewskiego, po czym ruszył w pole karne gości. Tam otrzymał idealne, zwrotne zagranie, po którym głową pokonał Wojciecha Fabisiaka.
Utrata gola wyraźnie pomieszała szyki Lechii, impet gości osłabł w drugiej połowie. Coraz częściej do głosu zaczęli dochodzić bielszczanie. Z kolejnymi zmianami w składzie poprawie uległo tempo akcji gospodarzy. Co więcej, całkiem obiecująco dla biało-zielonych zanosiło się na podwyższenie prowadzenia. W krótkim odstępie czasu, między 67. i 71. minutą, przyjezdnych „postraszyli”: Marcin Wróbel, Szczepan Mucha i Kamil Żołna. W najmniej oczekiwanym momencie karta się odwróciła. Choć nie od wczoraj wiadomo „rekordzistom”, że Jakub Babij dysponuje nietuzinkowym uderzeniem z dystansu, to na strzał z rzutu wolnego, z ok. 20-stu metrów, nikt recepty nie znalazł.
Choć bielską premierę sezonu wyobrażano sobie w Cygańskim Lesie nieco inaczej, to zdobyty punkt należy przyjąć z pokorą. Remis z Lechią jest niczym nauczka-przypomnienie, iż nie dzieli się skóry na żywej zwierzynie.
TP/foto: MŁ