Piłka nożna
Cele spełnione z naddatkiem
Jesień na plus, wiosna na plus, cały sezon pod wielu względami na duży plus, ostatnie z podsumowań minionych rozgrywek, w którym z Szymonem Niemczykiem (na zdjęciu poniżej) rozmawiamy o ekipie rezerw.
„Rekordziści” ukończyli zmagania w bielsko-tyskiej klasie okręgowej na trzeciej pozycji. W połączeniu z drugą lokatą juniorów, z którymi rezerwy stanowili jedną grupę szkoleniową, trudno nie określić sezonu biało-zielonych, inaczej niż bardzo udanego. Rozgrywki 2020/21 bilansujemy ze szkoleniowcem „dwójki” Rekordu.
Pytanie z zakresu „gdybologii”: co by było, gdyby po zimowych przygotowaniach wiosenny start nie został opóźniony o bodaj pięć tygodni?
- Odpowiadając retorycznie – nie musielibyśmy grać meczów w systemie: sobota-środa-sobota-środa, co być może, podkreślam - być może - przełożyłoby się na jeszcze odrobinę lepszy rezultat końcowy. Ale dlaczego tak twierdzę skoro wszystkie drużyny grały w takim samym trybie? A no dlatego, że mimo bardzo dobrego przygotowania do rundy wiosennej, w tym kontekście – motorycznego, dysponowaliśmy, realnie patrząc najwęższą kadrą, co siłą rzeczy przekładało się na narastające zmęczenie zawodników. Chwała im za to, że nie dość, że wytrzymali zawrotne tempo rozgrywek ligi okręgowej, jak i śląskiej ligi juniorów starszych, to jeszcze ukończyliśmy obie ligi na najwyższych w historii klubu lokatach. Każdy kto był blisko podczas piątkowych, czy wtorkowych spotkań, podczas których z trenerami Dariuszem Mrózkiem, Bartoszem Woźniakiem oraz Jarosławem Krzystolikiem ustalaliśmy kadry meczowe, wie że „ból głowy” występował tej wiosny bardzo często. Priorytety klubowe były jednak jasno sprecyzowane, mam tu na myśli Pro Junior System w trzeciej lidze oraz walkę o Centralną Ligę w juniorach młodszych. Te dwa czynniki mocno zawężały nam pole manewru. Z jednej strony wielu juniorów grało w pierwszej drużynie, większość seniorów przekroczyła limit 2/3 meczów, z racji czego nie mogli już wspierać drużyny rezerw, a z drugiej strony trudno było uzupełniać składy juniorami młodszymi, gdy trener Piotr Kuś z drużyną praktycznie do końca rozgrywek mieli realną szansę na awans. Chyba za bardzo odbiegłem od pytania (śmiech).
Minęło już kilka dni od zakończenia sezonu, jak oceniasz go patrząc przez pryzmat niecodziennego formatu, pandemicznych okoliczności, zakłóceń z przygotowaniach oraz przyśpieszonego tempa meczowego wiosną?
- Dawny format ligi okręgowej, tej bielsko-skoczowsko-żywieckiej, już chyba został na stałe za nami i zdążyliśmy przyzwyczaić się do nowego wydania. Podział na grupy mistrzowską i spadkową był na pewno ciekawym rozwiązaniem pod względem sportowym, ale czy pod względem organizacyjnym był tak naprawdę potrzebny? Nie jestem przekonany. Z mojego punktu widzenia „super” – wygraliśmy ligę na jesień i na wiosnę mieliśmy względny „luz”. Spaść nie mogliśmy, więc grało się bez większej presji. Ale co musiało się dziać w głowach trenerów, zawodników i działaczy klubów z grupy spadkowej? Z całą pewnością nie chciałbym być na ich miejscu. Co do zakłóceń, nazwijmy to pandemicznych, to z całą pewnością te dwa ostatnie sezony zapadną na długo w pamięć i mam szczerą nadzieję, że to były ostatnie takie sezony za naszego życia, czego wszystkim życzę.
Kto z ligowej konkurencji zaskoczył Cię na plus, kto rozczarował?
- Ligowy „top” raczej bez zaskoczenia – Bestwina i Lędziny były bardzo mocne już jesienią, więc podtrzymały dobrą formę i trzymały fason. Takim pozytywnym zaskoczeniem w trakcie rozgrywek był dla mnie Pasjonat Dankowice, który po bardzo słabym starcie - remis i dwie porażki, nie przegrał już żadnego meczu do końca rozgrywek. Ostatni przegrany przez nich mecz to ten z naszą drużyną, w którym przez 50 minut graliśmy o jednego zawodnika mniej, a mimo to wygraliśmy. Stąd niejeden obserwator rozgrywek mógłby pomyśleć, że dankowiczanie są „pod formą” i… pomyliłby się. Natomiast jeżeli chodzi o zaskoczenia in minus, to gdybym nie wiedział o kadrowej rewolucji w LKS Łąka, wskazałbym na tę drużynę. Była ona bardzo wymagającym rywalem jesienią (przegraliśmy wtedy tylko jeden mecz, właśnie z Łąką) i wydawać by się mogło, że będą również mocni wiosną, tak się jednak nie stało. Dlatego wskażę na GTS Bojszowy. Drużyna w pierwszej rundzie zdobyła wicemistrzostwo, a w drugiej punktowała bardzo nieregularnie.
W składzie „okręgówki” na sezon 2021/22 większość stanowi tysko-pszczyńska „koalicja”, to oddaje rzeczywisty układ sił?
- Nie potrafię uczciwie odpowiedzieć na to pytanie. Większość z tych drużyn pamiętam, albo z rozgrywek 2019/20, albo z rundy jesiennej obecnego sezonu, więc sporo mogło się zmienić w tych ekipach pod każdym względem. Ale patrząc na samą grupę mistrzowską? W najlepszej piątce cztery drużyny z naszego podokręgu. Awans wywalczyła Bestwina – przy okazji gratulacje - za nią tysko-pszczyński „rodzynek”, czyli Lędziny, potem my! A przypomnę, że na trzy sekundy przed końcem ostatniego meczu to my byliśmy wicemistrzami (śmiech). Następne w tabeli są Dankowice i Jaworze, więc może „nasi” idą w jakość, a „tamci” w ilość (śmiech).
Co jest dla Ciebie największym powodem do trenerskiej satysfakcji: wygranie grupy w rundzie jesiennej, trzecia lokata na finiszu całych rozgrywek, czy niemal „hurtowy” awans młodzieży do trzecioligowej kadry?
- Świetne, historyczne wyniki w rozgrywkach „okręgówki” i Śląskiej Ligi Juniorów Starszych są oczywiście powodem do satysfakcji, ale zdecydowanie największym powodem do dumy jest to ostatnie, czyli rekordowa ilość wychowanków w pierwszej drużynie. Świadczy to o dobrze wykonanej wraz z trenerem Woźniakiem pracy w ostatnich latach. Z mojej klasy, z rocznika 2002, na siedemnaście osób, pięciu zawodników było na stałe w trzecioligowym zespole, a do szerokiej kadry z tego co wiem ma dołączyć przynajmniej do startu następnego sezonu kolejnych trzech, czyli osiem osób na siedemnastu możliwych, blisko 50 procent klasy. Tak więc poprzeczka na najbliższe lata zawieszona jest wysoko (śmiech).
Foto-galeria zdjęć Pawła Mruczka, z meczu: Rekord II – LKS Bestwina
TP/foto: PM