Piłka nożna
Niedoszły szachista
Mimo raptem 26-ciu lat Mateusz Gaudyn doskonale pamięta jeszcze czwartoligowe czasy biało-zielonych.
Pierwsze kluby w CV bocznego obrońcy to chrzanowski Olimpijczyk i Lew Olszyny. Bardzo szybko, już w gimnazjum SMS BTS Rekord, rozpoczął swoją piłkarską przygodę przy Startowej. W równie wartkim tempie, obiecujący wówczas zawodnik środkowej linii, znalazł się w polu widzenia szkoleniowców seniorskiego zespołu. Stąd dość wcześnie posmakował gry ze starszymi kolegami, w czasach gdy „rekordziści” walczyli o promocję do trzeciej ligi. Po awansie, przez niespełna siedem sezonów, uzbierał M. Gaudyn 161 występów na trzecioligowym poziomie, okraszonych siedmioma golami. Gdyby nie perypetie natury zdrowotnej tych meczów byłoby o wiele więcej, niemniej przez wzgląd na doświadczenie, bo nie wiek, można defensora Rekordu określić mianem – wyga.
Co warto i trzeba przypomnieć z początków kilkunastoletniego Mateusza Gaudyna przy Startowej 13?
- To było dość dawno... Mój pierwszy sezon w drużynach Rekordu był dość udany, celem było utrzymanie w wojewódzkiej lidze juniorów, to spełniliśmy. Dodatkowo zdobyliśmy złoto młodzieżowych mistrzostw kraju do lat 16-stu w futsalu.
Co pamiętasz jeszcze z czasów czwartoligowego Rekordu?
- Głównie wyjątkową atmosferą w szatni. To było coś wspaniałego zaczynać seniorską przygodę z takimi ludźmi. Jeśli chodzi bardziej o sportową stronę tamtego sezonu, w głowie mam w szczególności mecz barażowy z Górnikiem Piaski i euforię po wygranej.
A potem nastąpiło nieprzerwanych sezonów w lidze III, jakby banalnie to nie zabrzmiało – szmat czasu…
- Faktycznie, dość długo zajmuje nam awans do drugiej ligi. (śmiech) Mimo, że ciągle tkwimy na czwartym poziomie rozgrywkowym, nie wydaje mi się, żeby było nudno. W tym okresie liga, jej format zmieniał się kilkukrotnie. Pamiętam nasz pierwszy sezon w trzeciej lidze, kiedy to utrzymało się - jak dobrze pamiętam – sześć, może siedem drużyn z całej stawki. W całej trzecioligowej historii każdy sezon był wyjątkowy, ale mam nadzieję, że niedługo będziemy pisać nową kartę historii Rekordu na poziomie centralnym.
Przez ten czas miałeś i masz do czynienia z osobowościami, indywidualnościami, tak w szatni Rekordu, jak i na boisku, po jego przeciwnej stronie. Najkrócej – „panowie piłkarze”, z którymi grałeś (w Rekordzie), i przeciwko którym występowałeś…
- Mieciu Sikora, Bartosz Woźniak, Krystian Papatanasiu. „Panów piłkarzy”, z którymi dzieliłem szatnię było wielu i nie sposób wszystkich wymienić. Jeśli chodzi o zawodników z drugiej strony barykady, zdecydowanie nazwisko Gancarczyk utkwiło mi w pamięci, zwłaszcza że było w lidze kilka braterskich „wersji”. (śmiech)
Czy problemy zdrowotne, z jakimi w przeszłości borykałeś się miały wpływ na to, że pracujesz zawodowo w szeroko pojmowanej służbie zdrowia?
- Nie, bardziej to wynika z moich zainteresowań.
Miewasz momenty, w których zazdrościsz futsalowych osiągnięć koledze ze szkolnej ławki oraz drużyn młodzieżowych – Łukaszowi Bielowi?
- Bardziej cieszę się z jego sukcesów, niż ich zazdroszczę. Łukasz zdecydował się pewnym momencie na futsal, ja zostałem na „dużym” boisku. Dzięki temu w każdej drużynie Rekordu mamy wychowanków z rocznika ’94!
Czy kiedykolwiek w młodszym wieku miałeś zakusy, aby uprawiać inną dyscyplinę sportu, niż piłka nożna?
- Przez całą szkołę podstawową byłem w klasie szachowej. Jednak piłka nożna okazała się ciekawsza. (śmiech)
Twoje sposoby na czas wolny od pracy i futbolu?
- Wolny czas poświęcam głównie rodzinie.
Dziękuję za rozmowę.
- Dziękuję.
TP/foto-archiwum: PM