Futsal

Futsal | 28-10-21

Haladas VSE – Rekord B-B 4:3 (1:0)

Dramaturgia, wielkie emocje, ale rezultat korzystny dla rywali.

Haladas VSE – Rekord Bielsko-Biała 4:3 (1:0)

1:0 Sipos (17. min.)

2:0 Droth (27. min.)

2:1 Budniak (28. min.)

3:1 Droth (30. min.)

4:1 Vas (30. min.)

4:2 Kubik (32. min.)

4:3 Biel (33. min.)

Rekord: Nawrat – Popławski, Matheus, Budniak, Marek, Rakić, Kubik, Leszczak, Surmiak, Biel, Zastawnik, Krzempek, Iwanek, Mura

To spotkanie z pewnością przejdzie do annałów bieżącego sezonu, a może i klubowej historii. Wiele wskazuje na to, że końcowy wynik promować będzie do dalszej fazy Ligi Mistrzów ekipę węgierską, ale czy w pełni zasłużenie…

Oba zespoły rozpoczęły spotkanie ze sporym, bielszczanie chyba nawet nadmiernym, respektem. Gracze Haladasu i Rekordu byli wyraźnie skoncentrowani na defensywie, „okopani” w swoich strefach obronnych. Długie minuty pierwszej odsłony były okresem permanentnego wyczekiwania, czyhania na błąd rywal. I ten nastąpił pod koniec 17. minuty i był udziałem… walijskiego arbitra – Carla Hughes’a. Rozjemca z Wysp Brytyjskich nie odgwizdał ewidentnego przewinienia na Sebastianie Leszczaku, rywale skontrowali we dwóch na jednego obrońcę Rekordu, a całość zamknął celnym strzałem Gergo Sipos. O takich pomyłkach zwykło się kolokwialnie mówić – to nie był błąd, a „wielbłąd” – z szacunkiem oczywiście dla zwierzęcia. Feralne zdarzenie położyło się długim cieniem na obrazie pierwszej połowy, całego meczu, a przede wszystkim na końcowym rezultacie. W pierwszym rzędzie jednak przełożyło się na przestawienie szyków obu drużyn, na zmiany taktyczne.

Już w pierwszej odsłonie Jesus „Chus” Lopez Garcia desygnował na parkiet Łukasza Biela i Mikołaja Zastawnika, co było wyraźnym sygnałem do zwiększenia siły ognia biało-zielonych. To było konieczne szczególnie w sytuacji, gdy przyszło odrabiać bramkowe straty. W warstwie taktycznej, w sferze wolicjonalnej mistrzowie Polski z pewnością nie ustępowali ekipie Haladas VSE. W pomysłowości ofensywnych wariantów byli nawet lepszą drużyną. Zabrakło jednak czujności, refleksu w poczynaniach defensywnych. A może inaczej… Zoltan Droth, o którym wiadomo od dawna, iż jest z  lepszych pivotów w Europie „zrobił różnicę” na korzyść Madziarów. Rosły 33-latek zdobył  w bliźniaczy sposób dwa gole i sprokurował trzeciego, autorstwa Adama Vasa. Trafienia Węgrów przedzielił po efektownym uderzeniu Paweł Budniak. Natomiast od stanu 1:4 rozpoczęła się pogoń „rekordzistów”, za rywalami i za korzystniejszym wynikiem. Grając ze Stefanem Rakiciem w roli lotnego bramkarza bielszczanie zredukowali straty do minimum, wszystkich odrobić jednak nie zdołali.

Gorycz po porażce zapewne za jakiś czas minie. Już teraz doceniamy klasę konkurentów, ze wspomnianym Z. Drothem na czele. Chwalić będziemy mistrzów Polski za waleczność, za pomysł na grę, za umiejętność podniesienia się z kryzysowej sytuacji, za tytaniczną pracę w końcowych sekwencjach meczu. To będziemy pamiętać, tak jak – niestety – postać Jegomościa z gwizdkiem.

Piątek jest dniem przerwy w maltańskim turnieju. W sobotę węgierskie Haladas VSE zmierzy się ze Szwedami z Hammarby IF FF, natomiast mistrzowie Polski staną do gry o zwycięstwo oraz rankingowe punkty UEFA z gospodarzami zawodów – Luxol St. Andrews.

TP/foto: PM

Luxol St. Andrews – Hammarby IF FF 3:2 (0:1)

0:1 Malki (4. min.)

1:1 Cifuentes (23. min. samobójczy)

1:2 Malki (24. min.)

2:2 Hebberth Bolt (30. min.)

3:2 Jean Costa (39. min.)