Futsal
Rekord B-B – AZS UŚ Katowice 7:2 (5:0)
Pewnie, zdecydowanie, w sposób niebudzący wątpliwości bielszczanie sięgnęli po trzy punkty.
(19:00) Rekord Bielsko-Biała – AZS UŚ Katowice 7:2 (5:0)
1:0 Alex Viana (4. min.)
2:0 Popławski (7. min.)
3:0 Popławski (8. min.)
4:0 Surmiak (10. min.)
5:0 Matheus (16. min.)
6:0 Biel (21. min.)
6:1 Musiał (24. min.)
6:2 Szczurek (34. min.)
7:2 Matheus (36. min.)
Rekord: Nawrat (Mura) – Popławski, Biel, Budniak, Marek, Janovsky, Matheus, Alex Viana, Surmiak, Hutyra, Bernardo
Faworyzowani gospodarze zaimponowali dynamiką gry w pierwszej części meczu. W parze z walorami fizycznymi szła pomysłowość prowadzonej ofensywy, toteż okazji pod bramką Maksyma Kisieliowa mieli mistrzowie kraju bez liku. Pięć straconych goli mogli katowiczanie potraktować, niczym łagodny wymiar kary. Wynik otworzył Alex Viana, dopełniając formalności po świetnej asyście Jana Janovsky’ego (na zdjęciu). Podobnie w duecie, Paweł Budniak z Arturem Popławskim, rozmontowali obronę „akademików”, przy golu na 2:0. Trzecie trafienie było wyłączną zasługą A. Popławskiego, który swoją szarżą całkowicie zaskoczył graczy AZS-u. Fantastyczne dziesięć minut gospodarzy zamknął dobitką, po wcześniejszym strzale Alexa Viany, Kamil Surmiak. Rezultat pierwszej odsłony ustalił bardzo aktywny w tym spotkaniu Matheus.
Kiedy zaraz po starcie drugiej połowy prowadzenie Rekordu podwyższył precyzyjnym strzałem zza linii pola karnego Łukasz Biel, było jasne, że w hali przy Startowej nie wydarzy się już nic, co mogłoby zwiastować jakąkolwiek niespodziankę, o sensacji nie mówiąc. Bielszczanie mogli pozwolić sobie na absolutny luz w grze, fragmentami zahaczając o nonszalancję. Stąd kilka zaprzepaszczonych, a dogodnych okazji do okazalszego prowadzenia, stąd utrata dwóch goli. Akurat za zaangażowanie włożone w ten mecz na co najmniej jednego gola katowiczanie zasłużyli. W drugiej części nie byli już tylko mimowolnymi i biernymi obserwatorami boiskowych wydarzeń. Na miarę możliwości i aktualnej dyspozycji podopieczni Miłosza Kocota starali się dotrzymywać kroku biało-zielonym. Ostatnie słowo należało jednak do „rekordzistów”. Nie po raz pierwszy zawodnicy Andrzeja Szłapy dobrze rozegrali tzw. stały fragment, po którym uderzeniem z powietrza celnie przymierzył Matheus.
TP/foto: MŁ