Futsal
Rekord B-B – Acana Orzeł 6:0 (2:0)
Pół tuzina gol zaaplikowanych przez bielszczan goście mogą traktować, niczym... łagodny "wymiar kary".
Rekord Bielsko-Biała – Acana Orzeł Jelcz-Laskowice 6:0 (2:0)
1:0 Popławski (4. min.)
2:0 Alex Viana (20. min.)
3:0 Janovsky (30. min.)
4:0 Korpela (30. min.)
5:0 Morozov (38. min., samobójczy)
6:0 Alex Viana (40. min.)
Rekord: Nawrat (Burzej) – Janovsky, Bondar, Alex Viana, Korpela, Popławski, Kubik, Budniak, Marek, Surmiak, Biel, Gąsior, Iwanek
Pierwsza część – emocjonująca, momentami atrakcyjna, choć toczona pod bardzo wyraźne dyktando gospodarzy. W zaskakujący sposób wynik meczu otworzył Artur Popławski, lokując piłkę w bramce po uderzeniu z lewej strony, spod linii autowej, przy dalszym słupku. A później? Długimi fragmentami był to mecz: Rekord vs Maciej Foltyn. Bielszczanie niemiłosiernie ostrzeliwali bramkę Acany Orła, ale w niej cudów dokonywał kapitan przyjezdnych. Nawet, gdy dało się oszukać golkipera przyjezdnych, w sukurs przychodziło „aluminium”. Sam A. Popławski jeszcze dwukrotnie uderzył w słupek, a Oleksandr Bondar i Michał Marek obili piłką poprzeczkę. I pewnie skończyłoby się na skromnym, jednobramkowym prowadzeniu lidera, gdyby nie nowa jednostka czasu – „jedna Szłapa”. Na 5,1 sekundy przed końcem pierwszej odsłony, przed wykonaniem rzutu rożnego, szkoleniowiec Rekordu poprosił o 60-ciosekundową przerwę. Rozrysowany przez Andrzeja Szłapę schemat rozegraniu, odrobina szczęścia i Alex Viana sprawił, że na przerwę nasz zespół schodził w dobrych humorach.
Te mogły zostać zmącone po niemrawym starcie biało-zielonych w drugiej połowie. W 24. minucie Kacper Kędra, będąc „oko w oko” z Bartłomiejem Nawratem, przymierzył w słupek. Kilkadziesiąt sekund później Arkadiusz Szypczyński w niegorszej sytuacji został powstrzymany przez bramkarza Rekordu i reprezentacji kraju. To był krótki zryw ofensywny ekipy z Dolnego Śląska. Jeszcze krótszy, bo 15-stosekundowy przestój przydarzył się gościom w 30. minucie. Można to nazwać na co najmniej dwa sposoby – futsalowcy z Jelcza-Laskowic sami sobie strzelili dwa gole, albo inaczej – podarowali prezenty, które z łatwością wykorzystali Jan Janovsky i Jani Korpela.
Trzy minuty, które nastąpiły po tych katastrofalnych zdarzeniach były chyba dla jelczan jeszcze gorsze. Bo o ile pomyłki, błędy – nawet rażące, są czymś w sporcie naturalnym, to zaplanowana „katastrofa wizerunkowa” jest czymś… po prostu słabym, by użyć nowomowy. Trzy minuty gry w lotnym bramkarzem – Janisem Pastarsem – polegająca wyłącznie na wymianie podań między trójką zawodników ustawionych „na tyłach” obwodu, bez nawet jednej próby strzeleckiej - jak to nazwać? Owszem, takie kunktatorskie zachowanie jest „chorymi” przepisami gry dopuszczalne, tylko wróćmy do pytania – jak to zdefiniować? Trenerska „maestria” taktyczna, by nie ponieść jeszcze wyższej porażki? Prozaiczna „cykoria” powodująca niedowład typowej dla sportowców chęci, jeśli nie zwycięstwa, to chociaż odrobiny rewanżu? Cisną się pod klawiaturę jeszcze mocniejsze hipotezy, ale te zostawmy analitykom polskiej Futsal Ekstraklasy. Gorzej, że ten anty-futsal musieli oglądać kibice z trybun hali przy Startowej, co gorsza telewidzowie Sportklubu – także. Żenada. I dlatego, wybaczcie Państwo, zamiast opisu dwóch ostatnich sytuacji zakończonych zdobyciem goli przez „rekordzistów”, odeślemy do filmowego skrótu ze spotkania, ten już niebawem.
Z kronikarskiego obowiązku dodajmy - w 36. minucie słupek bramki rywali "ostemplował Paweł Budniak, w 38. w poprzeczkę główkował Łukasz Biel.
eTP/foto: Paweł Mruczek