Futsal
Sezon zakończony, ale... wciąż trwa
Nasze, subiektywne podsumowanie kampanii 2018/2019 w Futsal Ekstraklasie.
Przed niespełna dwoma tygodniami zakończyły się rozgrywki w ekstraklasie futsalu, dokładnie rzecz biorąc dla jedenastu zespołów w nich uczestniczących. Na placu boju pozostała jeszcze szczecińska Pogoń ‘04, która o swoje „być albo nie być” zagra w najbliższą niedzielę. Wtedy w rewanżowym spotkaniu barażowym podejmie Constract Lubawa, z którym w pierwszym meczu poległa 0:3.
Zarówno wspomniana Pogoń ‘04 jak i AZS UG Gdańsk niemal od początku rozgrywek „uświadomiły” kibicom swoją postawą, jaki jest ich cel na sezon 2018/2019. Już po kilku rozegranych kolejkach oba zespoły usadowiły się wygodnie w dolnej części tabeli i przez większość sezonu jedyną tajemnicą pozostawało to, która z tych drużyn zajmie ostatnią pozycję. Dodajmy, że w związku z powiększeniem ligi od sezonu 2019/2020 bezpośrednio spadał tylko jeden zespół. Ostatecznie padło na AZS UG, który choć miał minimalnie lepszą końcówkę sezonu od bezpośredniego rywala, to ostatecznie wylądował w I lidze. Patrząc na rezultat pierwszego meczu barażowego, wydaje się, że szczecinianie zmierzają w tym samym kierunku.
Nad tą dwójką trzyzespołowa grupka drużyn o niemal identycznej zdobyczy punktowej, na tyle dużej, by nie martwić się o utrzymanie i zdecydowanie zbyt małej, aby walczyć o coś więcej. AZS UŚ Katowice, jak w latach poprzednich balansujący tuż nad strefą spadkową, ale w tym sezonie były od nich zespoły zdecydowanie słabsze, więc ligowy byt zachowany bez żadnego problemu. Punkt mniej zdobyła ekipa Red Devils Chojnice, która po rocznej banicji powróciła do ekstraklasy, kilka spektakularnych wygranych jak chociażby 5:0 z Gattą Zduńska Wola czy Cleareksem Chorzów (5:2), ale też tracone punkty z dwoma ostatnimi zespołami. Na pozycji „numer 10” MOKS Słoneczny Stok Białystok, który oparł się niepisanej regule, mówiącej o tym, że drugi sezon po awansie bywa najtrudniejszy. Niby trzecie miejsce od końca, ale też punktowa przepaść pomiędzy „Słonecznymi” a ostatnią dwójką - podopieczni Adrian Citki zdecydowanie bliżej mieli do miejsca ósmego, niż do jedenastego.
Dwanaście punktów wyniosła przewaga „mistrza” grupy spadkowej czyli Red Dragons Pniewy nad następną drużyną. Zespół ustabilizowany, zawsze aspirujący do górnej części tabeli. W poprzednim sezonie się udało, w tym właśnie zakończonym - nie. A jak będzie w kolejnym? Zarówno trener Łukasz Frajtag (dotychczas grający), który zakończył już grę na parkietach ekstraklasy oraz klubowi działacze, mają nad czym myśleć – z klubu odchodzą dwaj kluczowi gracze Roman Wachuła i Dominik Solecki.
Czołową szóstkę zamknęła Gatta Zduńska Wola, zespół który od sezonu 2014/2015 nie opuszczał medalowego podium, w ubiegłym sezonie zdobywając wicemistrzostwo Polski. Przez cały sezon zespół grał bardzo nierówno, zwłaszcza w meczach wyjazdowych, bowiem we własnej hali przegrał tylko jedno spotkanie, w ostatniej kolejce rozgrywek. W Zduńskiej Woli zapowiada się małe „trzęsienie ziemi” zarówno w kadrze zespołu, jak i na najwyższych klubowych szczeblach – po tym sezonie stanowisko prezesa opuścił Józef Wrzesiński.
Udane transfery przed sezonem, jak chociażby ten Sergio Parry, udane w przerwie zimowej (Douglas Neutzling Ferreira) i piąte miejsce na koniec rozgrywek. Piast Gliwice z jesieni i ten z wiosny, to dwie różne drużyny – katastrofalna postawa w pierwszej części sezonu – zaledwie dziewięć zdobytych punktów i znakomita w roku 2019. Na więcej niż piąta lokata to było za mało, ale że rozgrywki Pucharu Polski odbywały się w tym roku, gliwiczanie dotarli aż do finału.
Międzynarodowa mieszanka w Jelczu-Laskowicach, miejscowy Orzeł Acana debiutował na najwyższym poziomie rozgrywek w Polsce. Ale też zespół jaki pokazał się ekstraklasowym kibicom, nie miał wiele kadrowo wspólnego z tym, który wygrywał pierwszoligowe rozgrywki. Czwarte miejsce podopiecznych Chusa Lopeza należy na pewno uznać za sukces, lecz ambicje klubowych działaczy sięgają wyżej. Część zawodników zostaje w Jelczu-Laskowicach, jest też pierwsze wzmocnienie. Klub ogłosił pozyskanie Marcina Firańczyka, najlepszego strzelca MOKS-u Słoneczny Stok Białystok.
Po jedenastu chudych latach ponownie ma medalowe podium zawitał chorzowski Clearex. Klub już od kilku lat zgłaszał aspiracje do gry o najwyższe krajowe cele, niewątpliwie takim sygnałem było zdobycie Pucharu Polski przed dwoma laty. Stabilna kadra z liderami w osobach Mikołaja Zastawnika, czy Sebastiana Leszczaka pozwoliła na zdobycie brązowego medalu. Już chociażby transfer R. Wachuły sprzed kilku dni, świadczy o tym, że Clearex nie zamierza na tym poprzestać. Na pewno również w przyszłym sezonie zespół będzie należał do grupy faworytów rozgrywek.
Pierwszy srebrny medal w swojej historii FC Toruń zawdzięcza wyjątkowej efektywności. Nie był to natomiast zespół, który prezentował się nad wyraz efektownie. Wystarczy wspomnieć, że pod względem zdobytych bramek torunianie zajęli... przedostatnie miejsce w lidze. Również ogólny bilans bramkowy (+11) jak na wicemistrza Polski do wybitnych nie należy, pod tym względem w czołowej szóstce gorsza była tylko Gatta Zduńska Wola. Niemniej każdy sposób jest dobry, jeżeli daje końcowy efekt – pod tym względem w Toruniu spisali się bez zarzutu.
Trzy obronione trofea, w tym trzecie z rzędu mistrzostwo Polski, czego chcieć, o czym więcej można marzyć? Bardzo udany sezon dla naszego zespołu, który oprócz krajowych sukcesów z bardzo dobrej strony pokazał się w UEFA Champions League, awansując do grona szesnastu najlepszych zespołów w Europie. Na duży plus należy też zapisać spory udział w sukcesach młodszej generacji klubowych wychowanków, którzy w kluczowych momentach sezonu potrafili zastąpić swoich starszych kolegów.
Oby tak dalej, teraz czekamy na lipcowe losowanie kolejnej edycji UEFA Champions League, a na ligowe parkiety powrócimy we wrześniu.
MH/foto: PM