SMS
System naczyń połączonych
Z typową dla siebie swadą, ale i z nutą sentymentu, trener Piotr Kuś podsumowuje sezon juniorów Rekordu.
Z krótkiej perspektywy czasowej, tuż po zakończeniu rozgrywek ligowych, czy zespoły: trzecioligowy, „dwójkę” i juniorów starszych, można uznać za system naczyń połączonych… optymalnie?
- Powiadasz system naczyń połączonych… W fizyce pojawia się równowaga między poziomem cieczy we wszystkich naczyniach, bez względu na ich kształt i wysokość. W naszym przypadku, szczególnie na poziomie, gdy wziąć pod uwagę wzrost trenerów różnice były zauważalne, a mimo to swobodny przepływ został zachowany. (śmiech) Natomiast natura i poziom rozgrywek zostały w ścisłej korelacji – im wyższy trener, tym wyżej grająca drużyna. Funkcjonowaliśmy bezkonfliktowo nie tylko na poziomie szkoleniowym, ale i zawodnicy świetnie ze sobą współpracowali. I myślę, że to zasługa wszystkich, tak trenerów, jak i zawodników. Jedyne problemy sprawiał trener rocznika 2004, któremu w czasie wewnętrznych gier zarzucano faworyzowanie swojej drużyny. (śmiech)
Długo, bardzo długo lokowaliście się w środku tabeli, momentami nawet blisko strefy zagrożenia, skąd taka metamorfoza i awans na podium?
- Metamorfoza jest właściwym określeniem w odniesieniu do tabeli. Natomiast w przypadku samej gry nie było zasadniczej zmiany, uważam że przez cały ten czas graliśmy dobrze. Sytuacja w tabeli było coraz lepsza od zwycięstwa z katowickim GKS-em. Mecz z ławki prowadził wówczas pod moją nieobecność Patryk Porębski, a Dariusz Rucki spowolniał mój powrót zza granicy słowami, cytuję: „trener – nie śpiesz się, żebyś nie zdążył czegoś popsuć”. Nie zdążyłem, nie zepsułem, a potem poszło z górki… także „Na Górce”! A co do samego trzeciego miejsca na finiszu, mogło być jeszcze lepsze. Wyprzedzający nas w tabeli Ruch Radzionków otrzymał trzy punkty walkowerem za mecz z bytomską Polonią. Na murawie „Cidry” przegrały 4:5. Tym sposobem zakończyliśmy sezon na trzeciej pozycji.
„Naj” sezonu – najtrudniejszy i najprzyjemniejszy jego moment…
- Najtrudniejszy, to koszmarny upadek Kuby Kawuloka, z utratą przytomności w wygranym meczu z tyszanami. Ale kiedy już wrócił do nas, zrobił to w dobrym stylu, strzelił sporo goli w lidze juniorów oraz w „okręgówce”. Bardzo trudne momenty przeżywałem, kiedy sędziowie wskazywali na „wapno w naszym polu karnym. A było takich przypadków baaaardzo dużo – trzynaście. A najlepsze momenty? Końcowy gwizdek sędziego po wygranych derbach oraz celebracja każdego ze zdobytych goli, a było ich niemal siedemdziesiąt.
Wypuściłeś w „seniorski świat” kolejny rocznik piłkarzy, ale podejmujesz kolejne wyzwanie trenerskie…
- Ze smutkiem „oddaje się” każdą grupę, ale tak mam już od rocznika 1994. Potem odszedł mocno „zrujnowany” rocznik 1995 i – z wyjątkiem 2001-go – każdy następny, aż po 2003/04. I choć niekoniecznie były to stricte „moje zespoły”, jednak z każdym z zawodników pracowałem w większym lub mniejszym zakresie. Właściwie, jak wspomniałem, tylko z chłopakami z rocznika 2001 miałem niewielki kontakt. Bliższą znajomość z tej grupy zawarłem jedynie z Danielem Iwankiem. W ubiegłym sezonie grywali ze starszymi kolegami m.in. Paweł Olszewski, Filip Waluś, Tomek Walaszek, Adam Gibiec, czy Mikołaj Mojeszczyk, słowem – poznałem kilku ludzi z rocznika 2005. Pominę zawodników młodszych o rok, czy dwa lata, ale co do rocznika 2008, który obejmę wspólnie z Krzysztofem Biłką… Przede mną szansa, aby patrzeć jak kolejna grupa młodych ludzi wzrasta. To ciekawa grupa i jestem przekonany, że wspólnie z trenerem Biłką zrobimy tam dobrą robotę, z pożytkiem dla klubu i samych zawodników.
A na koniec pozwolę sobie na kilka słów podziękowania, które w pierwszym rzędzie kieruję do Darków – Mrózka i Ruckiego, za przygotowanie i jakość zawodników schodzących do zespołu „A1”. Patrykowi Porębskiemu dziękuję za ogromną pomoc w prowadzeniu drużyny, wszelkie analizy oraz same treningi, tu również ukłony przed Kubą Korbą. Jarosławowi Pechcińskiemu z kolei dziękuję za pełnienie funkcji kierownika drużyny. Michałowi dziękuję za „kapitanowanie”. „Poręb” – dzięki za atmosferę. Dziękuję „Kawie”, że rzadko się zatrzymywał, a „Tomiemu” gratuluję postępu oraz coraz lepszego „używanie młotka”. Zawojujcie piłkarskie boiska!
TP/foto: MŁ