Drużyna kobiet
Niejednoznacznie
To była wyjątkowo trudna runda dla debiutujących w Ekstralidze „rekordzistek”.
Tabela pierwszej części sezonu mówi wiele, ale nie wszystko. Przeskok z niższego poziomu rozgrywkowego do krajowej elity okazał się niesłychanie trudny. Dogłębnej, merytorycznej analizy dokona z pewnością sztab szkoleniowy bielszczanek. Natomiast z perspektywy sympatyków biało-zielonych trudno o jednoznaczną opinię. To, że beniaminek zazwyczaj płaci tzw. frycowe, to naturalne. Zdarzały się „rekordzistkom” porażki, których można było uniknąć (np. z Tarnovią – przy. TP), były i takie, z którymi trzeba było się bezdyskusyjnie pogodzić. Ale były udziałem futbolistek także pucharowe „fajerwerki”, że przywołamy wygrany po dogrywce i konkursie „jedenastek” mecz z katowiczankami.
Wszystkich kwestii związanych z jesiennymi występami biało-zielonych debiutantek z pewnością nie wyjaśnimy, nie rozwikłamy. Abstrahując od zagadnień z zakresu taktyki, techniki, czy motoryki, uwagę zwrócić musimy jeszcze na „współczynnik pecha”. Tu mamy na myśli perypetie zdrowotne, które trapiły bielski zespół, jak chyba żaden inny w ekstraligowej stawce. Pełna lista kontuzjowanych, chorych, rekonwalescentek itp., obejmuje w praktyce niemal całą kadrę zespołu. Nie ma bardziej kompetentnej osoby, w tej oraz kilku innych kwestiach, od szkoleniowca „rekordzistek” – Marcina Trzebuniaka, z którym rozmawiamy o minionych miesiącach.
Na początek zapytam o Twoje zdrowie po półtoramiesięcznym rozbracie z „trenerką”?
- Nadal jestem w trakcie leczenia, diagnostyki i czekam na wyniki. Zdrowie ma się jedno i ono jest najważniejsze, ale mam nadzieję, że wychodzę na prostą. Tego dowiem się w najbliższym czasie. Przy okazji chciałbym podziękować mojemu asystentowi – Emilowi Koścowi, który w tym trudnym dla mnie czasie przejął moje wszystkie obowiązki pierwszego trenera, a ja mogłem skupić się na zdrowiu. Dziękuję, też wszystkim członkom sztabu. To ludzie bez, których ta praca nie byłaby możliwa.
Kontynuując wątek zdrowotny, tym razem w zespole, to Was nie rozpieszczało, mam na myśli szereg kontuzji i chorób, co nie mogło nie odbić się na wynikach…
- To miało bardzo duży wpływ na zespół, na wyniki. Niestety po bardzo intensywnych czterech latach gry dziewczyn, ich organizmy zaczęły „oddawać” to obciążenie i domagać się po prostu odpoczynku… Mam na myśli, miedzy innymi, Magdę Skolarz, Kasię Moskałę, Magdę Knysak, Anię Chóras, Klaudię Adamek i Wiktorię Pietrzyk. Covid również swoje „żniwo” zebrał. Podsumowując przez całą rundę borykaliśmy się ze sporymi problemami.
A tak po sportowemu – byliście gotowi na przeskok z I ligi do Ekstraligi?
- Wydaje mi się, że żadna drużyna, która awansuje z I-szej do Ekstraligi nie jest na to gotowa, różnica poziomów jest okrutna. Jeśli ktoś mnie pyta, a kto nie zna realiów kobiecego futbolu, podaję przykład AZS-u UJ Kraków, który w sezonie 2015/16 awansował z I ligi do Ekstraligi z bilansem 15-stu zwycięstw, 3-ech remisów i bez porażki, z bramkowym bilansem 55-0. W następnym roku, w Ekstralidze, po rundzie zasadniczej, gdy dochodziło do podziału na grupę mistrzowską i spadkową, krakowianki legitymowały się bilansem 21 punktów, bramkowym 22:53. Liczba straconych goli przez „akademiczki” – już wtedy silne personalnie – ilustruje w pewnym stopniu różnicę między ligami i raczej nie pozostawiają żadnych złudzeń. Bez wymiany połowy zespołu ciężko w niej rywalizować, na co my się zdecydowaliśmy. Chcieliśmy, aby dziewczyny, które uzyskały awans w Ekstralidze grały, zbierały doświadczenie, które zaprocentuje w przyszłości. Zwróćmy też uwagę na to, że mamy najmłodszy zespół w Ekstralidze. Myślę, że występy w Ekstralidze poskutkowały również tym, że nasz zespół - beniaminek w Centralnej Lidze Juniorek U-17 - po pierwszej rundzie zmagań zajmuje czwarte miejsce, ze stratą do lidera tylko czterech „oczek”. To w głównej mierze super-robota wykonana przez trenera Michała Majnusza. Pomimo trudności Ekstraligi, jej poziomu, dla mnie drużyna, spisywała się w każdym meczu na tyle, na ile mogła. Jeśli ktoś chciał wymagać od tych dziewczyn więcej…, pozostawię to bez komentarza.. Jestem dumny, że wiele z nich nie tako dawno jeszcze grało na poziomie drugiej ligi, bądź dopiero wkraczało do seniorskiej piłki. A jednak potrafią pokazać naprawdę dobry futbol. Posłużę się pomeczowym komentarzem trenera APLG Gdańsk: „tak zespołu grającego w piłkę jeszcze w tej rundzie nie widzieliśmy”.
Jesień „rekordzistek” na także swoją lepszą twarz, mówię o występach w PP…
- Dlaczego w zamyśle mamy gorszą twarz? Ja się z tym nie zgodzę. Uważam, że każdy mecz jest dla dziewczyn tą dobrą twarzą, dającą doświadczenie i naukę, która zaprocentuje w przyszłości. Wszyscy, jak da się zauważyć, myślimy o punktach. A my jako sztab trenerski mamy inne zdanie i patrzymy na to inaczej. Puchar Polski to wyznacznik naszych możliwości jakie mamy, potencjału który mogliśmy wykrzesać w tej rundzie patrząc - jak to wcześniej wspomniałeś - na nasze problemy. Cieszymy się z wyniku jaki osiągnęliśmy, bo pokonanie GKS-u Katowice czy SWD Wodzisław Śląski, na pewno było sukcesem i miłym akcentem.
Czego możemy oczekiwać w najbliższych tygodniach, miesiącach po ekipie „rekordzistek”?
- Na pewno odpoczynku, spędzenia czasu z najbliższymi, czego nam od czterech lat brakowało. W tym roku zdecydowaliśmy, że okres świąteczny odbędzie się bez treningów, wszyscy spędzimy go wśród najbliższych. W planach mamy powrót do treningów 10 stycznia. Czeka zespół pracowity okres trzech miesięcy, łączenie obowiązków futsalowych z „trawiastymi”. W planach mamy rozegranie sparingów na trawie, z Tarnovią Tarnów, Resovią Rzeszów, GKS Katowice i MŠK Žilina.
TP/foto: PM