Drużyna kobiet
Rekord B-B – Czarni Sosnowiec 0:5 (0:2) + wideo
Ostatni akord jesieni w żeńskiej Ekstralidze dla mistrzyń kraju.
Rekord Bielsko-Biała – Czarni Anstrans Sosnowiec 0:5 (0:2)
0:1 Wiankowska (5.min.)
0:2 Hałatek (44.min.)
0:3 Kozak (61.min.)
0:4 Malesević (83. min)
0:5 Kozak (90+3. min.)
Rekord: Ciupa – Skolarz, Tracz, Rżany (85. Knysak), Gąsiorek, Kłębek (77. Palichleb), Moskała, Nowacka, Szafran (46. Waliczek), Śmietana (46. Chóras), Czyż
Tylko niepoprawni optymiści mogli liczyć na korzystny dla bielszczanek rezultat w starciu z Czarnymi. Sosnowiczanki musiałyby zaliczyć nad wyraz kiepskie spotkanie, gospodynie spotkania z kolei sięgnąć szczytów umiejętności, połączonych z niemałą dozą szczęścia. Nic na takiego nie miało miejsca, różnica potencjałów przełożyła się na boisko, w kwintesencji na końcowy wynik.
Już jedna z pierwszych akcji zespołu gości przyniosła prowadzenie Czarnym. Martyna Wiankowska w stu procentach wykorzystała przestrzeń do przeprowadzenia indywidualnej szarży, dostrzegła także złe ustawienie przed bramką Klaudii Ciupy. Radość przyjezdnych mogła być zaskakująco krótkotrwała, gdy w 7. minucie Klaudia Nowacka nie zdołała pokonać Anny Szymańskiej. Jak się okazało był to tylko jednorazowy dzwonek na alarm w sosnowieckiej defensywie. Znacznie częściej i groźniej działo się pod bielską bramką. Bliskie podwyższenia prowadzenia były m.in. Nikol Kaletka (9. min.) i Agnieszka Jędrzejewicz (36. min.), w obu przypadkach świetnie interweniowała bramkarka Rekordu. Dopiero solowa akcja Doroty Hałatek spowodowała korektę wyniku.
Nie sposób odmówić „rekordzistkom” ambicji, zaangażowania w próbach zdobycia, choćby honorowego gola. Brakowało jednak argumentów stricte piłkarskich, a i możliwości motoryczne u schyłku rundy jesiennej również bliskie były kresu. Od 75. minuty, w której plac gry, po drugiej żółtej kartce, opuściła Klaudia Nowacka stało się jasne, że przy Młyńskiej nie będzie nawet „mikro-niespodzianki”. Było to tym bardziej wątpliwie, że ekipa znad Brynicy prowadziła różnicą już trzech goli. Na otwarcie drugiego kwadransa drugiej połowy sytuację sam na sam z K. Ciupą wykorzystała Kinga Kozak.
Końcowe fragmenty, choć zawodniczki Łukasza Wojtali nie forsowały wysokiego tempa, minęły całkowicie pod ich dyktando. Poza wszelkimi przewagami przyjezdnych, widoczne było liczebne osłabienie biało-zielonych.
A tak wyglądało to spotkanie w filmowym skrócie:
TP/foto: PM