Drużyna kobiet
Rekord B-B – Śląsk Wrocław 1:2 (0:1)
Fortuna nie uśmiechnęła się do "rekordzistek".
Rekord Bielsko-Biała – Śląsk Wrocław 1:2 (0:1)
0:1 Dudziak (23.min.)
0:2 Buś (82. min.)
1:2 Adamek (87. min., z rzutu karnego)
Rekord: Majewska – Pietrzyk (85. Galus), Rżany, Tracz, Gąsiorek (72. Śmietana), Nowak, Knysak (74. Kłębek), Nowacka, Czyż (46. Skolarz), Adamek, Chóras (46. Moskała)
Śląsk: Sowalska – Żurek, Dudziak, Korda, Krysman (83. Martyna Buś), Ostrowska, Krzyżanowska, Kulig, Marcelina Buś (83. Turowska), Iwaśko, Wróblewska (76. Czudecka)
Obraz tego spotkania, bardziej niż premierowej konfrontacji z AZS UJ, uwidocznił faktyczną różnicę między drużyną klasy „top”, awansującą z pierwszej ligi, a zespołem szeroko pojmowanej czołówki Ekstraligi. Ta rozbieżność może wielka nie jest, za to dostrzegalna. Porażkę z krakowiankami w znaczącej mierze należy tłumaczyć debiutancką tremą bielszczanek, to nie wymaga głębszego uzasadnienia. Natomiast w starciu z wrocławskim Śląskiem gospodynie co najmniej dorównywały drużynie gości w sferze wolicjonalnej, mentalnej, gorzej było w arkanach stricte piłkarskich. Gorzej, nie znaczy źle. Jednakże o to jedno zagranie, o ten jeden metr wolnej przestrzeni, o to jedno tempo, wrocławianki były lepsze, szybsze, skuteczniejsze. Podopieczne Piotra Jagieły były po prostu lepiej zorganizowanym zespołem, ekipą wiedzącą jakich użyć środków, aby osiągnąć zamierzony cel. To było to doświadczenie, które nasze futbolistki dopiero nabywają. To są nawyki taktyczne, których nasze zawodniczki dopiero się uczą.
Od startu wrocławianki starały się kontrolować spotkanie, co udało się poprzez zneutralizowanie środkowej linii gospodyń. Osamotniona z przodu Klaudia Adamek skutecznie została odcięta od podań z głębi pola. Natomiast w ofensywie piłkarki Śląska cierpliwie wyczekiwały swoich szans. Nie miały ich przyjezdne w pierwszej części zbyt wiele, ale wystarczył moment nieuwagi przy stałym fragmencie, „odpuszczenie” krycia w polu karnym Aleksandry Dudziak i 18-latka celną główką zmusiła do kapitulacji Natalię Majewską. Wystarczył jednak kilkuminutowy moment dekoncentracji, rozprężenia u przyjezdnych, a natychmiast do głosu doszły bielszczanki. Również po stałym fragmencie gospodynie mogły doprowadzić do wyrównania, lecz po strzale Karoliny Czyż piłka odbiła się od poprzeczki.
Tak jak kończyły pierwszą połowę, tak z identycznym impetem rozpoczęły zawodniczki Marcina Trzebuniaka drugą odsłonę. Kilkuminutowy napór „rekordzistek” drużyna gości przetrzymała bez bramkowych strat i ubytku energii. Przeciwnie bielszczanki, każdy atak kosztował mnóstwo zdrowia i zaangażowania, niestety odwrotnie proporcjonalnie do stwarzanego zagrożenia. Faktem, że po przerwie kibice oglądali bardziej otwarte, żywsze widowisko, natomiast wciąż brakowało klarownych sytuacji podbramkowych. I choć tzw. procent posiadania piłki zapewne kształtował się na poziomie „fifty/fifty”, to trudno było się oprzeć wrażeniu, że Śląsk wiedział jak ustrzec się przed utratą gola, nie dać się zaskoczyć.
Zaskoczeniem, i to całkowitym, okazał się gol dla gości z 82. minuty meczu. Bezpańską piłkę w środku pola przechwyciła Małgorzata Korda. To jeszcze nie znamionowało nieszczęścia, bo któż mógł przypuszczać, że kapitan Śląska zdecyduje się na uderzenie z ok. 40-stu metrów? Nieco zdezorientowana N. Majewska w bramce nie zdołała w porę z interwencją, a piłka odbiwszy się od poprzeczki trafiła pod nogi nadbiegającej Marceliny Buś. Reszta była zwykłą formalnością.
Na finiszu „rekordzistki” raz jeszcze zerwały się do ataku. Po kornerze gospodyń doszło do niemałego mieszania w polu karnym Śląska, po którym M. Korda ręką zatrzymała strzał Katarzyny Moskały. Z „jedenastki” nie pomyliła się K. Adamek, ale na wyrównanie zabrakło już czasu. O tego jednego gola, choć trochę przypadkowego, wrocławianki były po prostu lepsze. W końcowym rozstrzygnięciu „fuksa” nie było.
TP/foto: Paweł Mruczek