Drużyna kobiet

Drużyna kobiet | 05-04-21

Niezwykła historia

Młoda mama, piłkarka, „rekordzistka” i reprezentantka Polski niesłyszących, idealistka mocno zaangażowana w pomoc dla Afryki. Rozmawiamy z Ewą Liścioch

 

Skąd idea i pomysł wysłania sprzętu sportowego do Afryki?

- Trzy lata temu poleciałam do Zimbabwe z moim partnerem, Davidem. Była to moja pierwsza podróż do Afryki. David chciał, abym sama przekonała się, jak wygląda tam życie. Mieszkaliśmy w jego rodzinnej wiosce w Eiffel Flats, gdzie obok jego domu jest boisko. A tam, mnóstwo dzieci i młodzieży biegających po boisku i wokół, przez cały dzień. Każdy z nich uwielbia sport, ale brak jest sprzętu do jego uprawiania, stąd większość z nich czerpie radość z głównie lekkoatletyki, bo tu wystarczy biegać. Wśród rzeczy, które włożyłam do walizki była m.in. piłka. Wzięłam ją na boisko i wbiegła dosłownie cała wioska… Przyznam, pociekły łzy, doszłam do przekonania, że od tego momentu będę szanować każdą rzecz. W rozmowach z trenerami, którzy trenowali tamtejszą młodzież prosili mnie, abym im pomogła w zgromadzeniu jakiegokolwiek sprzętu. I po powrocie do Polski rozmyślałam jak to zrobić, jak ich wesprzeć. Zaczęłam zbierać używany sprzęt sportowy, jak buty piłkarskie, koszulki, narzutki, piłki, itp. Część z nich udało mi się wysłać rok temu, ale po wielokrotnym użyciu jest już do wyrzucenia. Niedawno udało mi się wysłać 30 kompletnych strojów, które otrzymałam z Rekordu. Jest to ich pierwszy komplet strojów w klubie z prawdziwego zdarzenia. Marzy mi się, aby w ten sposób wesprzeć każdą wioskę i każdy klub w tym kraju. Tamtejsi szkoleniowcy trenują młodzież z zaangażowaniem i pasją, ale by nastąpił rozwój potrzeba m.in. sprzętu. Brakuje „korków”, piłek, sprzętu treningowego. W treningach uczestniczą chłopcy po około 30-stu w grupie, i tak co godzinę, a do dyspozycji mają… jedną piłkę. Więcej nie mają.

Konkretnie, dokąd, w które miejsce poleciał biało-zielony sprzęt piłkarski? Z jakim zatem klubem w Zimbabwe mają sympatyzować „rekordziści”?

- „Rekordowe” stroje poleciały do Zimbabwe do Kadomy, do wioski Eiffel Flats, są w Football Club Eiffel Flats.

A w jaki sposób trafiłaś do Rekordu, gdzie występowałaś wcześniej?

- W Rekordzie znalazłam się już w latach 2012-13 roku, kiedy trenerem zespołu był Jakub Budzich. Trenowałam niespełna dwa sezony, ale później nabawiłam się kontuzji kolana. Dość długo borykałam się z problemami zdrowotnymi. Później zamieszkałam w Krakowie, gdzie uczyłam się, a grałam w Pogórzu. Następnie przeszłam do Bronowianki, w której trenowałam przez trzy miesiące, po czym trafiłam do AZS UJ Kraków, gdzie znów skończyło się na skręceniu kolana. Po powrocie w rodzinne strony nie zaniechałam futbolu,  wznowiłam treningi w Pogórzu, gdzie „zakotwiczyłam” na dwa lata. Mam „super-wspomnienia” z czasów pracy z trenerkami – Renatą Tokarz i Katarzyną Sołtysińską, obie bardzo we mnie wierzyły. Po udziale w Igrzyskach Głuchych w tureckim Samsun i srebrze z naszą reprezentacją, nie ukrywam, „wpadło” trochę pieniędzy (śmiech), które zainwestowałam w swoje zdrowie. Stać mnie było na właściwe, końcowe zdiagnozowanie kontuzji kolana oraz operację, którą przeszłam blisko trzy lata temu. Po dziesięciu miesiącach doszłam do pełni zdrowia i pograłam jeszcze trochę w Pogórzu. Po ukończeniu nauki wróciłam z Krakowa do rodzinnych Hecznarowic. W styczniu 2019 roku urodziłam synka Dylana, a po trzech miesiącach już chciałam wrócić do gry w piłkę nożną. Ze względów rodzinnych trzeba było poszukać klubu w pobliżu. Napisałam sms-a do trenera Marcina Trzebuniaka z pytaniem: czy „na próbę” mogę podjąć treningi w Rekordzie? No i tak zostało do dziś. Jest mi niezmiernie miło należeć do tej drużyny.

Skąd w ogóle futbol w Twoim życiu?

- Zaczęło się od grania na podwórku. Potem, jak poszłam do pierwszej klasy szkoły podstawowej, trafiła mi się klasa z samymi chłopakami, a na każdym „wuefie” ciągle była piłka nożna. Rywalizacja była niesamowita (śmiech).

Rozwińmy wątek reprezentacyjny, dotąd niewielu wiedziało, że jesteś – jak wspomniałaś - srebrną medalistką Letnich Igrzysk Olimpijskich Niedosłyszących z 2017 roku. Twoje wspomnienia z tych zawodów, które odbyły się w Turcji….

-  No cóż…, o osiągnięciach naszej kobiecej kadry narodowej niesłyszących mało kto w ogóle wie w naszym kraju. Pewnie jeśli byłaby to Turcja, albo inny kraj w Europie zainteresowanie byłoby większe. Weźmy za przykład Brazylijki, które po zdobyciu mistrzostwa świata w futsalu stanęły na czerwonym dywanie przed prezydentem tego kraju. Polska w tych zawodach zajęła drugie miejsce, o czym mało kto wie. Ze względu na ciążę nie było mi dane wziąć udziału w mistrzostwach, natomiast Igrzyska z 2017 roku, to były dla mnie w ogóle pierwsze zagraniczne zawody. Miałam ledwie 16 lat, sama nie bardzo rozumiałam, jaką rangę ma ta impreza. Tak naprawdę przekonałam się o tym po powrocie do kraju. Pojawiły się nagrody, wnioski do emerytury, szacunek od urzędu prezydenckiego. Nasz zespół był bardzo dobrze przygotowany do turnieju, był bardzo wierzący i walczący. Wszystkie mecze w grupie wygrałyśmy, zremisowałyśmy tylko z Brazylią. W finale z Rosją, po remisie 2:2, przegrałyśmy w karnych 4:5. Było naprawdę blisko… Igrzyska były niesamowitym przeżyciem. Mogłam się w Turcji poczuć jak celebrytka (śmiech). Każdy chciał zrobić sobie zdjęcie, czy po treningach, w mieście, czy po meczu. Mecze, zawody w ramach Igrzysk transmitowane były w tamtejszej telewizji. Miłe wspomnienie, ale zbliżają się kolejne Igrzyska, które mają się odbyć w Brazylii, w maju 2022 roku.

Trener Marcin Trzebuniak chwali Cię za pracowitość i zaangażowanie w trakcie treningów. Masz za sobą szereg występów w zespole rezerw, są nadzieje na debiut w pierwszoligowej ekipie?

- Trener Marcin Trzebuniak od początku jest wobec mnie szczery. Mówi mi często, że cierpliwość i ciężka praca oraz rozumienie gry są podstawą. „Idę” za jego słowami, wierzę że uda mi się chociaż na ławce usiąść i być z siebie dumna. Już samo uczestniczenie w treningach z drużyną sprawia mi radość. Dzięki treningom w klubie mam indywidualne wyróżnienia z Mistrzostw Polski dla niesłyszących, bywałam wybierana do najlepszej piątki turniejów.

Trochę niesamowita ta Twoja historia – dziewczyna z wadą słuchu, piłkarka, matka i do tego mocno zaangażowana w przedsięwzięcia charytatywne…

- Wcześniej byłam osobą nastawioną negatywnie do życia. Ale poznałam Davida, mojego partnera, który pochodzi z Zimbabwe. Jest to bardzo pozytywny i wierzący człowiek. Powtarza, że po określeniu celu, który chcesz osiągnąć, wszystko jest możliwe. To dzięki Davidowi mam medal olimpijski i mogę nadal się rozwijać. Mamy wspólny język, bo on również jest piłkarzem. Grał w swoim kraju w najwyższej lidze, dzięki czemu każdy tam Davida zna. Ciągle mnie motywuje, powtarza żebym się nie poddawała.

Moim największym sportowym pragnieniem jest zdobycie kolejnego medalu olimpijskiego. Marzę, aby wystąpić choć raz w Ekstralidze. Chciałabym pokazać osobom niesłyszącym, że wszystko jest możliwe, bez względu na przeciwności losu. Mam to szczęście, że koleżanki z Rekordu bardzo mi pomagają w rozumieniu gry.

Innym moim pragnieniem jest pomoc w ratowaniu sportu w Zimbabwe, może kiedyś na całym  kontynencie afrykańskim? Ale nie mogę tego zrobić sama. Pomagam wraz z ludźmi, którzy mają mega-dobre serca. Chcę wysłać kolejną partię strojów z Rekordu oraz inny zebrany przeze mnie sprzęt. Nadal zbieram, gdyż wierzę w siłę ludzi i chęć pomocy. Tu, w Polsce mamy wszystko. Chcemy iść na trening - idziemy. Chcemy zabrać dziesięć piłek na trening – zabieramy. Na mecz chcemy wziąć dwie pary butów piłkarskich – bierzemy. A tam, w Afryce? To tylko marzenie, ale ja chcę to marzenie spełnić. Wierzę, że to jest możliwe, ale tylko z waszą pomocą…

TP/foto: z archiwum Ewy Liścioch