Drużyna kobiet
UKS „3” Staszkówka/Jelna – Rekord B-B 1:3 (0:0)
Ważne, wyjazdowe trzy punkty bielszczanek na boisku beniaminka!
UKS „3” Staszkówka/Jelna – Rekord Bielsko-Biała 1:3 (0:0)
0:1 Czyż (49. min.)
1:1 Tomasiak (53. min.)
1:2 Knysak (66. min., z rzutu karnego))
1:3 Moskała (86. min.)
Rekord: Majewska – Skolarz, Polnik, Knysak, Pietrzyk, Madeja (46. Czyż), Rosak, Włodarczyk, Nowacka (75. Palichleb), Moskała, Chóras (29. Nowak)
Praktycznie przez całą, pierwszą połowę biało-zielone adaptowały się do bardzo trudnych warunków boiskowych. Wysoka temperatura powietrza plus plac gry uniemożliwiający stosowanie schematów taktycznych, spowodowały iż w pierwszej części nie padł nawet jeden gol. Tak po prawdzie, oba zespoły nie stworzyły sobie żadnej sytuacji podbramkowej, po której jedna ze stron mogłaby objąć prowadzenie.
Na drugą część bielszczanki wyszły w nieco innym ustawieniu, kładąc większy nacisk na grę skrzydłami. To właśnie było podstawą do zdobycia gola „numer jeden”. Po dośrodkowaniu Katarzyny Moskały piłkę głową skierowała do bramki Karolina Czyż. Ekipa gości niezbyt długo cieszyła się prowadzeniem, czemu poniekąd sama sobie była winna. Na własnej połowie „rekordzistki” straciły piłkę na rzecz Pauliny Tomasiak, która po kilkunastometrowym rajdzie „huknęła” nie do obrony z około 30-stu metrów. Wyrównanie wyniku tylko na moment powstrzymało bielską ofensywę, napędzaną m.in. przez bardzo aktywną Katarzynę Włodarczyk (na zdjęciu). Strzeleckie próby K. Moskały i Wiktorii Nowak wyłapała bramkarka gospodyń. Przy kolejnym uderzeniu z dystansu jedna z zawodniczek miejscowego zespołu została trafiona piłką w rękę. Podyktowaną „jedenastkę” pewnie wykorzystała Magdalena Knysak. W ostatnich fragmentach spotkania „rekordzistki” skoncentrowały się na uważnej obronie i kontratakach. Jako, że ta sztuka nie jest obca podopiecznym Marcina Trzebuniaka, pod sam koniec meczu, po typowym dla siebie „wjeździe” w pole karne i strzale w długi róg bramki, rezultat ustaliła K. Moskała.
Pomeczowa opinia trenera – Marcin Trzebuniak: - To był mecz, w którym „walczyliśmy”, nie tyle z rywalkami, czy sędziowskimi decyzjami – te akurat były dziś bardzo trafne, co z koszmarnie nierównym boiskiem. Lata temu, przy moim trenerskim debiucie w Rekordzie, miałem okazję widzieć coś podobnego, mówię o placu gry w Wieprzu na Żywiecczyźnie. Dlatego w pierwszej połowie zastosowaliśmy w grze proste środki wyrazu, a że nie przyniosło to efektów, w przerwie trzeba było to i owo skorygować. Poprawił się styl gry, zespół w komplecie bardzo mocno popracował, więc na finał mogę powiedzieć, że jestem dumny z drużyny. Słowa uznania również dla gospodyń. Tu nikomu nie będzie łatwo o punkty, nie tylko ze względu na specyficzne boisko.
TP/foto: MŁ